środa, 31 lipca 2013

[10] Sprzeciw




Znów nieco wcześniej niż w zapowiedzi, ale to dobrze, ponieważ ta część jest uzupełnieniem poprzedniej. 
Dryfuję w stronę koszmaru.

___________________________________________________________________________

       

         Ache już nawet nie liczył na to, że podczas najbliższej sesji cokolwiek się wydarzy. Z pewną obojętnością patrzył na półprzytomną Eillin leżącą na czarnym, wytartym szezlongu w gabinecie uzdrowiciela Heyswortha.
         Gabinet był nieduży, z brzoskwiniowymi ścianami, wytartą, czarną podłogą i tylko jednym oknem, przez które widać było padający śnieg.
         Ache mimowolnie przypomniał sobie zeszłoroczne święta Bożego Narodzenia i uśmiechnął gorzko. Cóż za urocze, rodzinne spotkanie. Achilles znów był wywyższany ponad wszystkich, podczas gdy Prometeuszowi nie zapomniano wytknąć jego aktualnej profesji.
         Mimo tego, że był już w jakiś sposób przyzwyczajony do lekceważenia we własnym domu, te wszystkie przytyki wciąż niewymownie go irytowały. Nie rozumiał, co gorszego jest w byciu Uzdrowicielem, ani co takiego cudownego jest w byciu Aurorem.
         Pewnie dla Indigo ta informacja byłaby szalenie ważna, gdyż pozwoliłaby jej snuć wszystkie swoje refleksje na temat zachowania Prometeusza lub co gorsza, umiejętnie użyta, mogłaby zasiać wątpliwości w umyśle  Ache’a.
Wątpliwość była natomiast czymś, czego mężczyzna serdecznie nienawidził.
         Uzdrowiciel Heysworth siedział za swoim biurkiem i przeglądał dokumentację. W końcu wstał i podszedł do Ache’a.
         Sylas Heysworth był mężczyzną wysokim, o szerokich ramionach i proporcjonalnej w stosunku do ciała głowie. Jego jasna twarz poznaczona była zmarszczkami, szczególnie w okolicach oczu i ust. Na prawej skroni widać było dość grubą żyłę.
         Jak na swoje pięćdziesiąt dwa lata, miał niezwykle czarne, gęste włosy. Nigdy jednak nie chciał zdradzić, czy to zasługa genów czy magii.
         Zza okrągłych okularów obserwował świat bystrymi, błękitnymi oczami.
         Heysworth potarł czoło dłonią, po czym spojrzał na Eillin.
Usiadł na krześle po jej prawej stronie i przez dłuższą chwilę obserwował ją w milczeniu.
         Ache widział delikatny ruch gałek ocznych dziewczyny spod półprzymkniętych powiek, kiedy to wodziła spojrzeniem z twarzy jednego Uzdrowiciela na twarz drugiego.
         Czy Eillin się bała? Co mogła czuć, patrząc na swoich oprawców?
         Tym przecież właśnie byli. Musieli być.
         Cóż, może to po prostu Ache nie znał innej odpowiedzi, jak tę, że na jej miejscu uznałby Uzdrowicieli za oprawców.
          - Uzdrowicielu Heysworth, możemy zacząć?
         Sylas spojrzał na Prometeusza przelotnie.
          - Oczywiście, panie Ache. Oczywiście.
         Wspólnie założyli Eillin aparaturę do zapisywania wspomnień.
         Składała się ona z kompletu metalowych rurek połączonych z kamienną myślodsiewnią.   
Jeśli udałoby im się coś zarejestrować, ze skroni Eillin, przez utworzoną z rurek konstrukcję, wspomnienie spłynęłoby do myślodsiewni, a stamtąd zostałoby przeniesione do odpowiedniej fiolki.
         Ache wyciągnął różdżkę. Wziął głęboki oddech.
         Machnął różdżką i po chwili znalazł się w miejscu, którego do tej pory nigdy nie widział. Ściany dużego pokoju rozjaśnionego światłem dwóch żyrandoli były ciemnozielone ściany, a podłoga jasnobrązową, być może dębowa. W kominku huczał ogień, a w bezpiecznej od niego odległości leżał bogato zdobiony dywan. Pośrodku tego nieznanego Ache’owi pokoju stał podłużny stół i, jeśli Prometeusz dobrze policzył, trzynaście ciężkich krzeseł z wysokimi oparciami.
         Czy to mógł być Czarny Dwór? Zresztą, nie ważne jak na niego mówiono, bo ludzie mówili różne rzeczy, ale czy tak właśnie wyglądało miejsce, w którym dochodziło do takich okropieństw? Jeśli tak, to Prometeusz musiał stwierdzić, że jest w nim nad wyraz normalnie.
         Był tak zajęty obserwowaniem wnętrza, że prawie zapomniał się zdziwić.
         Powinien, bo właśnie po raz pierwszy nie odbił się od muru i nie wrócił do gabinetu Heyswortha, tylko znalazł się w umyśle Crane.
Dopiero po chwili dotarło do niego, co tak naprawdę się stało i aż krzyknął z niedowierzania. Po raz pierwszy od miesiąca…
Usłyszał głosy.
Odwrócił się w stronę, z której dobiegały. Był pewien, że wcześniej pokój był pusty!
Przyjrzał się swoim towarzyszom i poczuł, że włosy na karku stają mu dęba.
Jedną z osób niewątpliwie był Czarny Pan. Siedział na krześle, odwrócony twarzą do kominka. Światło ognia tańczyło na niej, nadając jej upiorny wygląd.
Obok niego, na podłodze, siedziała kobieta. Głowę złożyła na jego kolanach. Jasnobrązowe włosy zakryły jej twarz, jednak Ache wiedział, kim jest ta kobieta. Byli we wspomnieniu Eillin. Nie mogłaby wytworzyć tej sceny, jeśli nie byłaby tą kobietą siedzącą na podłodze.
Ache podszedł bliżej, by przyjrzeć się lepiej tej scenie. Był tylko nieistniejącym obrazem. Nie mogli go zobaczyć, ani usłyszeć.
Ten widok był dla Uzdrowiciela niezwykle intrygujący. Eillin i Czarny Pan? Tak blisko siebie? Co to za diabelskie sztuczki?
W pierwszej chwili pomyślał, że Eillin wpuściła go do swojego umysłu i uraczyła sfingowanym wspomnieniem. Ache rozejrzał się po otoczeniu. Wszystko było zbyt dokładne, by był to tylko wymysł jej wyobraźni.
- Spójrz na mnie.
Ache aż drgnął, gdy usłyszał syk wydobywający się z ust Voldemorta. Kobieta bez wahania spełniła żądanie i teraz Uzdrowiciel mógł przyjrzeć się je twarzy. Zaniemówił.
Jego pacjentka w niczym nie przypominała tej dziewczyny. Stosunkowo zdrowa cera, czyste włosy, całe ubranie zupełnie nie pasowały do obrazu panny Crane, jakim Uzdrowiciel został uraczony w więzieniu.
 - Słucham, panie?
Głos Eillin był niski i miał ciepłą barwę.
Czując, że ta rozmowa może doprowadzić go do stanu osłupienia, Ache odsunął sobie krzesło i usiadł obok tej nietypowej pary.
W oczach Eillin Ache dostrzegł całkowite oddanie. Skąd wzięło się ono u nastoletniej dziewczyny?
 - Wiesz, że doskonale zdaję sobie sprawę z wszystkiego, o czym właśnie w tym momencie myślisz?
Eillin oblała się wstydliwym rumieńcem.
Co do…?
 - Wybacz panie. Wiem, że nie powinnam – odparła pokornie, spuszczając głowę.
 - Wyjaśnij swoje myśli – zażądał mężczyzna, chwytając mocno jej podbródek i podnosząc głowę tak, by na niego spojrzała. Jej twarz była czerwona.
 - Panie, to… to nie moja wina. To dzieje się samo. Nie kontroluję ich.
- Wyjaśnij!
Choć niechętnie, Ache przytaknął Czarnemu Panu. On też chciał się dowiedzieć, o czym myśli Eillin.
 - Boję się, że… że coś się wydarzy. Coś złego. Boję się, że coś stanie się tobie, mój panie.
 - Dlaczego?
Ache miał wrażenie, że zawstydzenie Eillin sprawia Voldemortowi radość. Najwyraźniej czarnego Pana cieszyło to, że dziewczyna jest w niezręcznej sytuacji i musi wyspowiadać się z jakichś uczuć do tej istoty.
Jednak zanim Eillin odpowiedziała, gdzieś zza drzwi dobiegł straszliwy krzyk. Prometeusz słyszał już takie odgłosy. Rzadko, lecz wystarczająco często, by je rozpoznawać.
Prometeusz był pewny, że znajduje się w Czarnym Dworze, choć wygląd tego pokoju na to nie wskazywał.
Jeden krzyk, a po nim cisza. Niczego więcej.
Siedząca w pokoju para nawet nie zwróciła na niego uwagi. Eillin odpowiedziała na pytanie Czarnego Pana.
          - Pokazałeś mi panie wszystko, z czego nie zdawałam sobie sprawy. Otworzyłeś mi oczy. Uratowałeś od nic nie znaczących ludzi.
         W głosie Eillin dało się wyczuć uwielbienie dla Voldemorta. Ache nie mógł wyjść z szoku.
         Najwyraźniej Czarny Pan, jak większość ludzi na świecie, lubił być chwalony. Nie dał jednak tego po sobie prawie poznać.
          - Jestem ci wdzięczna.
         Oczy Eillin zrobiły się większe i jakby wypełniły łzami wzruszenia.
          - Chodź tu…
         Ache widział jak dziewczyna powoli klęka, by następnie podnieść się na nogi, nie mógł już jednak zobaczyć, po co Voldemort kazał dziewczynie wstać. Pomieszczenie wraz z postaciami zaczęło się rozsypywać, a do mężczyzny, jakby z daleka, dobiegł rozrywający krzyk.
         Chwilę później znów siedział na krześle w gabinecie Uzdrowiciela Heyswortha, oszołomiony i dygocący na całym ciele. Obok niego Heysworth właśnie unieruchamiał pacjentkę, która rzuciła się w stronę Ache’a z rękami.
          - Nie! – ryknęła, a jej głos w niczym nie przypominał tego, który Prometeusz usłyszał w jej wspomnieniu. Był niski, zwierzęcy, nienaturalny. W chwili, w której dłonie Eillin już dosięgały kołnierza jego fartucha, Uzdrowiciel Heysworth oszołomił pacjentkę. Dziewczyna opadła bezwładnie na szezlong. Jedynymi dowodami na to, że żyła, był oddech i powolny ruch gałek ocznych.
         Ache oddychał ciężko, wciąż się trzęsąc. Uzdrowiciel Heysworth spojrzał na niego z powagą.
          - Żyjesz?
         Prometeusz niepewnie przytaknął. Przerażony patrzył na bezbronną Eillin.
         Co to miało być, do cholery?
         Nie potrafił wytłumaczyć sceny, której był świadkiem. Jakby tego było mało, w jego głowie wciąż rozbijał się przerażający, anonimowy krzyk cierpienia.

10 komentarzy:

  1. No, przeczytałam wszystko. :) Wow, to było mocarne. Przygnębiające jak jasna cholera, ostatecznie tematyka nie jest łatwa, ale niesamowicie wciągające. Doskonale oddajesz przemyślenia Crane i jej reakcje na otaczającą ją rzeczywistość. Z tego miejsca polubiłam Uzdrowiciela Ache'a, mam słabość do postaci dobrych, niezrozumianych przez społeczeństwo i wyznających wyższe wartości. Podejrzewam, że jego imię ma wiele wspólnego z mitologicznym odpowiednikiem - Prometeusz poświęca się dla wyższego dobra, ale prędzej czy później przejedzie się na swojej ofiarności. Jego brat Achilles za to jest uwielbieńcem narodu, a też na pewno ma jakiś słaby, na pierwszy rzut oka niewidoczny punkt. Mnie również zastanawia, dlaczego Prometeuszowi tak zależy na wyleczeniu Crane - czy stoi za tym tylko ciekawość młodego lekarza? Niby cały czas podkreśla, że chce dowiedzieć się, dlaczego przeżyła, co robiła w Czarnym Dworze, czym właściwie było to miejsce itd., ale widzę tu również jakiś głębszy sens, choć na chwilę obecną nie chcę niczego precyzować, żeby nie zapeszać, a i może to tylko moje urojenia. ;) Co tam jeszcze... o, twarz basseta była dobra, bardzo plastyczna. :D

    Znalazłam troszkę błędów interpunkcyjnych, a i lepiej wyglądałby tekst wyjustowany. Fajną rzeczą jest przy tym to rozbicie na myśli Crane po lewej i rozmowy lekarzy po prawej, niezły zabieg techniczny, nieźle wygląda i ułatwia ogarnięcie, co kto mówi/myśli.

    Obserwuję, linkuję, czytam, jestem! :)

    Pozdrawiam,
    [diamond-fair]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niesamowicie dziękuję za tak ciepły komentarz. Bałam się, że będziesz "fejspalmować" raz za razem. Skoro jednak tak się nie stało, oddycham z ulgą.
      Niestety wiem, że z interpunkcją mam problemy. Staram się je usuwać, ale nie wszystko zauważę. Dlatego tak doceniam betę na żywo.
      Tekst wyjustowany da się zrobić. Nie wiem dlaczego tego nie zrobiłam. Po prostu nie pomyślałam o tym. Moja wina!
      Z Prometeuszem sprawa nie jest prosta, ale nie będę spoilerować. Miło mi jednak, że da się go lubić. Coś w tym jest, że chce nieść pomoc. Jego rodzice, podobnie jak bogowie, niezbyt przepadają za działalnością syna. Co innego Achilles, wojownik, obrońca uciśnionych, który przecież tyle musi poświęcić dla bezpieczeństwa.
      Jeszcze raz bardzo dziękuję i cieszę się, że się podobało.
      Diamond-fair jest autorskie, prawda? Z chęcią zajrzę. ;)

      Usuń
    2. A gdzieżby tam, wierz mi, bardzo daleko Ci do poziomu "aŁtoreczek". Wszystko da się wyćwiczyć, a Twój styl jest całkiem niezły, więc spokojna głowa, ja nie gryzę. :) Często zdarza mi się ludziom betować na żywo, raz byłam betą oficjalną na zaprzyjaźnionym blogu, więc jeśli chcesz, mogę też betować "na lajfie". ;)

      Tak, Diamond Fair jest absolutnie autorskie, podobnie jak większość moich opowiadań. Mam też na koncie parę ficków HP, aczkolwiek obecnie w blogosferze widać tylko jednego: gilderoy-lockhart.blogspot.com -> tak, nie mylisz się, jest o TYM Lockharcie. :D Kiedyś napisałam jeszcze opowiadanie o Seamusie i w ogóle mieszkańcach Hogwartu za czasów siódmego tomu (nieskromnie powiem, że wówczas byłam pierwsza, która poruszyła tę tematykę, bo podczas lektury IŚ zastanowiło mnie, dlaczego tak mało miejsca poświęcone jest buntowi przeciwko Carrowom i Umbridge z jej rejestrem mugolaków, więc postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce :D). Obecnie blog został skasowany, bo wyniosłam się z Onetu na dobre. Mam ogromną słabość do mało ogranych postaci kanonicznych - Seamus, Lockhart... :D

      Pozdrawiam,
      [diamond-fair]

      Usuń
    3. No, powiem, że z Lockhartem to całkiem oryginalna sprawa jest. Zdaje się, że niewiele osób za nim przepada i ja prawdopodobnie należę do tego grona. Chociaż nie, źle mówię. Ani go lubię, ani go nie lubię. Ot, ni to ziębi, ni parzy. Ale może zajrzę i tam i poczuję nagły przypływ sympatii do tej postaci.

      Jeśli będziesz widziała jakieś błędy, proszę, zapraszam, pisz, gań, tylko nie wyzywaj!

      Pozdrawiam. :)

      Usuń
    4. Podobno dzięki mojemu opowiadaniu o Lockharcie co niektórzy czytelnicy zaczęli go lepiej postrzegać, więc gorąco zachęcam, może i Ty polubisz Gilderoya. :) Tylko znów - opowiadanie zakończone, więc komentarze wyłączone, bo spam.

      Spokojnie, spokojnie, nie zwyzywam, to nie w moim stylu! :)

      Pozdrawiam,
      [diamond-fair]

      Usuń
    5. O, właśnie zdałam sobie sprawę, że jednak nie wyłączyłam komentarzy na Lockharcie, więc tym bardziej zapraszam. :) Dobra, już się zamykam, bo wyszedł mały offtopic, wybacz...

      Pozdrawiam,
      [diamond-fair]

      Usuń
  2. Czytam sobie początek, czytam, czytam. Patrzę. O, Achilles. I przed oczami mam tego gołębia dalej... Ok, koniec dygresji.
    Indigo lubi sekrety i lubi to wykorzystywać. NO, BABA! Po prostu. Me gusta :3

    Sylas Heysworth był mężczyzną wysokim, o szerokich ramionach i proporcjonalnej, w stosunku do ciała, głowie. - Wydaję mi się, ze przy "w stosunku do ciała" niepotrzebnie przecinek 'przed' i 'po'.

    Składała się ona z kompletu metalowych rurek połączonych z kamienną myślodsiewnią. < O, Doktor House w świecie czarodziei. Genius!

    Ściany dużego pokoju, rozjaśnionego światłem dwóch żyrandoli były ciemnozielone(,) a podłoga jasnobrązowa...

    O mamuniu, wspomnienie z LV. Dobra, muszę to napisać. Jako, że mam spaczony umysł niewyżytej seksualnie kobiety:
    jej głowa na jego kolanach + "Wyjaśnij swoje myśli" = erotic mode activated.
    Dobra, koniec żartów. Na poważnie, to podobał mi się sam wgląd w tą scenę. LV, któremu sprawia przyjemność patrzenie na to, jak ktoś ma problem z wyjściem z niekomfortowej sytuacji. Drań. Czarny Pan jak większość ludzi lubił być chwalony? Pewnie. Nie tylko lubił być chwalony, ale przede wszystkim lubił się wyróżniać pośród tych ludzi, więc jego upodobania były skrajnie przesadzone.

    Anonimowy krzyk cierpienia - dobre określenie.

    Jeszcze raz wracając, naturalnie, że chciałam zobaczyć, co tam dalej się wydarzy, zanim Eilin wywaliła Ache'a z umysłu. Także ten, mam nadzieję, że jeszcze jakoś włamią się do jej umysłu ponownie.

    Buźka!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja bym chętnie poznała co więcej mieści się pod erotic mode activated, więc nie wstydzić się wyjaśnić swoich myśli, haha! :D
      A tak na poważnie, to dziękuję za komentarz. Jak ty to robisz, że usmiecham się przy każdym przeczytanym komentarzu od Ciebie? Nie wiem. W każdym razie, indeed, Czarny Pan lubił pochwały. Chcę przedstawić go inaczej, niż przedstawiony był w książce, ale spokojnie. Nie będzie draniem o mięciutkim sercu, który nagle zapragnie hodować różowe kucyki. Ale to już postaram sie zaprezentowac w trakcie.
      Archimedes jest tak uroczym gołąbkiem, że na długo zapada w pamięć.
      Trust me, I'm engineer.:)

      Caluski i sciski.:*

      PEES, Czy doktora Hałsa w magicznym świecie mam traktować jako kompljement?^^

      Usuń
  3. Wow, czegoś takiego jeszcze nie czytałam. Wątpię,ze udało im sie odebrać jej magię. Musi być inna, potezniejsza, skoro Voldemprt potraktowal ja w tak niecodzienny sposób. Podoba mi sie bardzo twój sposób podwójnej narracji. Condawiramurs.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, dziękuję, dziękuję i zapraszam do dalszego śledzenia! :)

      Usuń