czwartek, 6 marca 2014

[15] - Konsekwencje



[EDYTOWANY]
Oto nowa piętnastka. Napisana od podstaw, ale założenia podobne.
Jak mogłam z Indigo zrobić taką sierotę, a z Prometeusza aż takiego buca? Chyba sufit mi się na łeb spadł.
W każdym razie mam nadzieję, że tym razem jest bardziej realistycznie i mniej facepalmowo, ale o tym mogę dowiedzieć się jedynie od was. Także do dzieła!
xoxoxo

___________



                 – W związku z zaistniałą sytuacją, panno Sykes, zostaje pani dyscyplinarnie zwolniona z pracy z dniem dzisiejszym. Jeszcze dziś dostanie pani tę decyzję na piśmie. Życzę miłego dnia.
                Lysanne Wintour wypowiedziała wszystkie te słowa jednakowym, monotonnym tonem. Na jej twarzy ani przez chwilę nie zagościł ani grymas współczucia, ani gniewu. Ot, jakby poinformowała właśnie Indigo o aktualnym stanie pogody.
                W oczach młodej, w tej chwili byłej już, Uzdrowicielki pojawiły się łzy. Chciała coś powiedzieć, zaprotestować, błagać by Lysanne nie wyrzucała jej z pracy o której tak długo marzyła, lecz żadne słowa nie chciały przejść jej przez gardło.
                Zresztą, czy miała prawo błagać, lub tym bardziej protestować?
                Popełniła błąd. Zawierzyła swojemu dobremu sercu. Chciała widzieć w pacjentach zwykłych ludzi a nie źródło potencjalnego zagrożenia. Przeliczyła się. Oszukała samą siebie.
                Cholera.
                Lysanne Wintour podniosła się z krzesła i nieśpiesznym krokiem opuściła pokój.
                Indigo oparła się plecami o ścianę i rozejrzała po pomieszczeniu, widząc jedynie kontury mebli przez łzy, które zgromadziły się w jej oczach.
                Pokój, który służył do opieki nad pracownikami oddziału był mały i przytulny, o żółtych, słonecznych ścianach i z jasnobrązowymi meblami, łącznie z łóżkiem, które przypominało wyglądem bardziej to z przykładowego domu niż ze szpitala.
                Kobieta objęła kolana ramionami i oparła o nie głowę.
                Czuła się okropnie. Jakby coś zżerało ją od środka.
                Złamała regulamin w tak wielu punktach, że zwolnienie jej było naprawdę łagodnym wymiarem kary. Wintour mogła ją jeszcze podać do sądu za narażenie życia i bezpieczeństwa. Bo co mogłoby się stać, gdyby Prometeusz jej nie znalazł? Gdyby nie przyszedł na czas?
                O ile nie wątpiła w to, że Ernst zaatakował ją świadomie, o tyle wątpiła w to, że ruszył by dalej i sterroryzował pracowników szpitala, a nawet, gdyby wyszedł ze swojego pokoju i spróbował ich zastraszyć, bardzo szybko zostałby zneutralizowany.
                Indigo jeszcze mocniej objęła swoje kolana i zaczęła płakać.
                Dlaczego była taka naiwna? Dlaczego wciąż i wciąż podważała decyzje Prometeusza? Dlaczego tak bardzo buntowała się przeciw regulaminowi, który znała i który obowiązywał wszystkich, bez wyjątku?
                Indigo, coś ty najlepszego zrobiła?
                Jakaś jej cząstka chciała jeszcze walczyć, chciała jej powiedzieć, że zrobiła dobrze, że nikt nie ma prawa odbierać magii innym, ale głos prawdy bardzo szybko zagłuszył ten drobny szept.
                Zawaliła.
                Straciła pracę o której tak długo marzyła i najprawdopodobniej już nigdy nie będzie mogła pracować w zawodzie do którego tak długo się przygotowywała.
                Zawiodła siebie, matkę, która tak wiele poświęciła by jej jedyna córka zdobyła wykształcenie, o którym marzyła i… Prometeusza.
                Cholera jasna, jego też zawiodła.
                Na myśl o Ache’u zaczęła płakać jeszcze mocniej. Oddychała głośno przez rozchylone usta pojękując żałośnie od czasu do czasu.
                Miał rację. Na Merlina, znów miał rację.
                Nie tylko go zawiodła, ale również okłamała. Chciała, żeby jej zaufał. Chciała, żeby miał ją za pełnowartościową Uzdrowicielkę a nie stażystkę, która dopiero uczyła się jak stawiać kroki na Oddziale Mentalnym. Chciała tego dla własnego poczucia wartości, ale teraz zrozumiała, że wcale nie posiadała jeszcze takiej wartości. Powinna była go słuchać. Powinna była pomagać mu przy Eillin, a nie marzyć o własnym pacjencie, którym będzie mogła się zająć.
                Nie mogła jednak cofnąć czasu. To co się stało już się nie odstanie.
                Musiała ponieść konsekwencje swojej głupiej decyzji, swoich odruchów miłosierdzia.
                Kiedy usłyszała dźwięk otwieranych drzwi, podniosła nieco głowę; natychmiast ją opuściła, gdy przelotnie zobaczyła kto ją odwiedził.
                Prometeusz Ache oparł się plecami o drzwi i skrzyżował ręce na piersi. Indigo czuła jego ciężkie spojrzenie na sobie i mimowolnie zaczęła drżeć. Bała się tego spotkania. Wiedziała, że także przed nim będzie musiała zapłacić za swoją niesubordynację.
                 – Możesz mi powiedzieć, co ty masz w głowie?
                Spokojny, cichy głos który rozbrzmiał w pokoju był po tysiąckroć razy gorszy niż krzyk. Indigo nie wiedziała czego spodziewać się po Uzdrowicielu, który póki co okazuje taki spokój. To było niezwykle niepodobne do Prometeusza.
                Zaryzykowała i podniosła na niego swoje spojrzenie; mężczyzna stał w tej samej pozycji, wpatrzony w nią jak w wyjątkowe zjawisko, ale w jego oczach nie było gniewu i to, prawdę mówiąc, zaskoczyło Indigo.
Prometeusz był niezwykle spokojny. Coś podpowiadało jej, że nawet w pewien sposób smutny.
 – Przepraszam – wyszeptała, znów spuszczając wzrok. Prawdę mówiąc, wolałaby, żeby był na nią zły. Wolała, żeby użył wobec niej szeregu najgorszych wyzwisk. Wszystko, byleby nie był tak cholernie opanowany.
Westchnął ciężko, po czym podszedł do niej i usiadł obok na łóżku.
Nie spojrzała na niego.
Czuła jego ramię obok swojego i nagle zrobiło się jej jeszcze gorzej.
Dlaczego Ache’owi nagle zebrało się na bycie delikatnym? Dlaczego akurat teraz nie może być tym mężczyzną, do którego przywykła?
 – Masz, wysmarkaj się.
Podniosła głowę do góry. Jej spojrzenie padło na chusteczkę, którą trzymał w dłoni, ale ani przez chwilę nie spojrzał na Indgio. To rozkleiło ją ostatecznie.
 – Przepraszam, Prometeuszu. – Chciała wyrzucić z siebie wszystkie słowa, nim rozpłacze się na dobre i nie będzie już w stanie artykułować ich poprawnie. – Zachowałam się jak ostatnia idiotka. Miałeś rację. Jak zwykle miałeś rację. Powinnam była cię słuchać. Powinnam była zapomnieć o własnym przypadku. Powinnam była polegać na tobie, bo masz ode mnie większe doświadczenie. Tak bardzo mi wstyd…
Ache podsunął jej chusteczkę. Złapała ją i wydmuchała nabrzmiały nos, a następnie tą samą chusteczką otarła łzy z twarzy.
 – Ale chciałam żebyś mnie docenił. Pieprzony egoizm! Chciałam poczuć się komfortowo, chciałam ci udowodnić, że się mylisz, że nie masz prawa decydować o życiu innych za innych… ale masz prawo. Boże, jak bardzo mi wstyd…
Prometeusz bez słowa złapał ją za nadgarstek, po czym podwinął delikatnie rękaw koszuli nocnej i obejrzał jej rękę.
Dopiero teraz Indigo zdała sobie sprawę, że jej prawe przedramię i dłoń pokryte są cienkimi, jasnoczerwonymi bliznami. Spojrzała na lewą dłoń; na niej również dostrzegła identyczne ślady. Klątwa Ernsta pozostawiła na jej ciele znamiona, które przez najbliższy czas będą jej przypominały o bezmiarze własnej głupoty.
Uzdrowiciel bez słowa puścił jej dłoń i spojrzał na nią poważnie.
Musiała wyglądać okropnie; taka poraniona, zapłakana, z (jak przypuszczała) czerwonymi policzkami i równie czerwonymi oczami.
 – Mogłaś zginąć – wymamrotał w końcu. Na jego bladej twarzy pojawił się brzydki, bladoróżowy rumieniec. Indigo przygryzła dolną wargę. Mężczyzna kontynuował: – gdybym za tobą nie poszedł… Na Merlina, Indigo. Dlaczego to zrobiłaś, co? Dlaczego naraziłaś siebie na takie niebezpieczeństwo?
 – Chciałam, żebyś mnie docenił… – wyszeptała, po czym znów się rozpłakała. Kierowana wewnętrzną potrzebą bycia pocieszoną, Indigo oparła głowę o ramię Prometeusza, nie zastanawiając się za bardzo nad tym jak zareaguje, a on, jakby wbrew temu mężczyźnie, którym był do tej pory, objął ją delikatnie i pozwolił, by przytuliła się do jego torsu.
Ten drobny gest, tak bardzo odmienny od wszystkich innych czynionych przez Prometeusza, potraktowała jako dar od bogów; przylgnęła mocno do niego i rozpłakała się jak małe dziecko.
 – Powinienem był wytyczyć wyraźniejsze granice. Zaufałem ci, Indigo. Uwierzyłem w ciebie. Miałem nadzieję, że się zmieniłaś. Że twoje myślenie o tym, co tak naprawdę tutaj robimy uległo zmianie, że dojrzałaś… Powinienem był wybrać ci innego więźnia, kogoś, kto spędził w Azkabanie mniej czasu… Przepraszam. Przepraszam że rzuciłem cię na tak głęboką wodę. Starałem się czuwać nad tobą, ale byłem tak zaaferowany Eillin, że wszystko nagle rozlazło mi się między palcami. Zawierzyłem twoim osądom.
Indigo nie potrafiła przestać płakać.
Ciepło bijące od torsu Prometeusza uspokajało ją, lecz jednocześnie przyprawiało o jeszcze większe wyrzuty sumienia. Dlaczego teraz postanowił być dla niej tak ludzki? Dlaczego teraz, kiedy nagle okazało się, że wszystko co do tej pory robiła podyktowane było ślepą naiwnością?
 – Na początku byłem wściekły. Kiedy zabrali cię na oddział urazowy, obiecałem sobie, że jak tylko się obudzisz, zrobię ci piekło na ziemi za kłamstwo i twoją wiarę we wszystko i we wszystkich. Ale kiedy Uzdrowiciele już skończyli cię opatrywać i sanitariusze wynieśli cię z sali, by zanieść do pokoju, cały gniew uciekł. Na widok twojego drobnego, poranionego ciała, świeżych ran… po prostu nie potrafiłem być dłużej wściekły. Po prostu… odebrałaś już karę za swoją naiwność. Nie mogę karać cię po raz drugi.
Jeśli to w ogóle było możliwe, Indigo przytuliła się do Prometeusza jeszcze mocniej.
Mężczyzna zamilkł. Jedyne co od tej pory słychać było w pomieszczeniu, to cichy szloch Indigo, który z każdą kolejną minutą stawał się coraz słabszy, aż w końcu ucichł całkowicie, ustępując miejsca jej głośnemu oddechowi.
Kiedy uspokoiła się ostatecznie, odsunęła się od Prometeusza i spojrzała na niego zbolałym wzrokiem. Chciała mu powiedzieć o wszystkim, co kłębiło się jej w głowie. Chciała mu opowiedzieć o każdej emocji, każdej najdrobniejszej myśli, która w tym momencie była jak cierń wbity prosto w jej duszę. Na chwilę chciała zapomnieć o tym, jaki jest i mówić do niego słowami płynącymi prosto z wnętrza. Ale… nie potrafiła tego zrobić. Nie chciała go zadręczać. Nie chciała się przed nim psychicznie rozebrać. Nie była w stanie.
 – Widzimy się po raz ostatni, prawda? – spytała cicho.
Mężczyzna przez długą chwilę nic nie odpowiadał, aż w końcu wzruszył ramionami.
 – Nie chcę się żegnać – wymamrotała po dłuższej chwili, pokonując cisnące się do oczu łzy. – Chciałabym cię jeszcze kiedyś spotkać.
 – Nie widzę w tym żadnych przeszkód – odpowiedział spokojnie, ani na chwilę nie odrywając od niej spojrzenia. Indigo kiwnęła delikatnie głową i uciekła wzrokiem w bok.
Po raz pierwszy Prometeusz znajdował się tak blisko niej. Czuła ciepło bijące od jego ciała, słyszała cichy oddech i czuła delikatny zapach wody po goleniu. Chciała złapać go za rękę i powiedzieć mu, że… no właśnie, że co?
Nim się nad tym zastanowiła, mężczyzna podniósł się z łóżka i posyłając jej ostatnie, długie spojrzenie, powiedział:
 – Spakuję rzeczy z twojego biurka. Obiecuję, że nie będę do niczego zaglądał.
Kąciki jego ust drgnęły, tworząc przez chwilę delikatny, blady uśmiech, po czym wyszedł z pokoju, zostawiając Indigo sam na sam z myślami.
I mimo mętliku jaki miała w głowie wiedziała, że jej błyskotliwa kariera na Oddziale Mentalnym właśnie dobiegła końca.

***

                Kiedy wychodził z tymczasowego pokoju Indigo miał wrażenie, że coś wewnątrz niego pęka na pół.
                Niespecjalnie śpieszyło mu się do gabinetu i do pakowania jej rzeczy. Szedł więc powoli korytarzem a nogi same kierowały go w stronę Oddziału Mentalnego. Jego głowa zaprzątnięta była zupełnie innymi sprawami.
                Z jednej strony był rozgoryczony.
                Indigo zawiodła wszystkie nadzieje jakie z nią wiązał. Naprawdę w nią uwierzył. Cóż, może nie „na sto procent”, ale na tyle by pozwolić jej opuścić jego bezpieczne skrzydła i spróbować działać na „własną rękę”. Szczerze chciał tego by udowodniła mu, że się myli, że nie jest już osobą nad którą musi sprawować kontrolę. Chciał żeby pokazała mu, że wypuszczając ją spod parasola bezpieczeństwa jaki nad nią rozciągnął nie popełnił błędu.
                Był zły na samego siebie, że jednak znów miał rację. Nienawidził mieć racji. Nie w takich przypadkach.
                Z drugiej strony nie mógł zrozumieć zmiany jaka w nim zaszła.
                Kiedy na rękach zaniósł ją na oddział urazowy był wściekły jak osa. Czekając pod drzwiami sali, w której się nią zajmowano, wymyślał najróżniejsze scenariusze i układał najbardziej kąśliwe i bolesne uwagi na jakie było go stać a w tamtej chwili stać było go na naprawdę wiele.
                Ale kiedy sanitariusze wynieśli bladą jak ściana kobietę nagle zdał sobie sprawę, że o mały włos a nie miałby do kogo skierować swoich inwektyw. Mimo, że widział już wiele rzeczy, obraz jej smukłego ciała poznaczonego długimi ranami po zaklęciu rzuconym przez Ernsta wrył mu się w pamięć równie mocno, co obraz martwej Sharon.
                Dlaczego?
                Nie miał pojęcia.
                A może wiesz, tylko wstydzisz się przyznać, co?
                Zignorował złośliwy głos w głowie, który zadał mu to pytanie.
                Może to dlatego, że znał Indigo. Spędził z nią wiele czasu. Przyzwyczaił się do niej. Nie wyobrażał sobie życia bez niej.
                Czekaj, co?
                Ta myśl uderzyła w niego tak nagle, że aż się zatrzymał. Rozejrzał się nieobecnym wzrokiem po korytarzu. Stał w holu głównym szpitala Świętego Munga. Mijali go Uzdrowiciele, sanitariusze i pacjenci, lub członkowie ich rodzin, ale do tej pory raczej instynktownie ich wymijał, niż rzeczywiście zauważał. Z portretu po prawej stronie, zawieszonego tuż za recepcją, bacznie przyglądała mu się Donna Finch-Stewart. On również jej się przyglądał, ale jej surowe spojrzenie niespecjalnie robiło na nim wrażenie.
                Czy on naprawdę nie wyobraża sobie życia bez Indigo?
                 – Nonsens – wymamrotał pod nosem. Donna uniosła lewą brew.
                Prometeusz odszedł bez słowa, skręcając w prawo i przechodząc przez trzy pary drzwi, by wreszcie dobrze zbudowany ochroniarz o oliwkowej cerze i płaskiej, ostro ciosanej twarzy wpuścił go na jego oddział.
                Kiedy znalazł się w swoim gabinecie, niedbałym machnięciem różdżki wyczarował dość duże pudełko i ustawił je na biurku Indigo.
                W jego głowie panował chaos; jeden z tych, w którym choć wciąż się o czymś myśli, żadna myśl nie chce ukształtować się w coś konkretnego.
                Powoli opróżniał szufladę i szafkę biurka, patrząc na wszystkie rzeczy przewijające mu się przez dłonie nieobecnym wzrokiem. Schował zdjęcie matki Indigo, dwa pióra, kałamarz, kubek…
                Miał wrażenie, jakby pozbywał się w ten sposób części samego siebie.
                Obracając jej niebieski kubek w dłoniach nagle zdał sobie sprawę z pewnego faktu.
                Wcale nie chciał się z nią żegnać. Ani teraz, ani żadnego innego dnia.
                Indigo nie mogła stać się jego drugą Sharon.
               

12 komentarzy:

  1. Fuck yes, Anta dodała coś nowego. Ide czytać! :3

    OdpowiedzUsuń
  2. Zdjęcie w nagłowku to ty, czy znalezione w internecie?

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie miałam kiedy się wypowiedzieć, bo autentycznie ostatni tydzień wypruł ze mnie flaki. Więc przeczytałam jeszcze raz i teraz się coś wypowiem. Odczucie ogólne po tym epizodzie mam mieszane, to muszę przyznać.
    Wiem, że pisałaś o błędach, więc olewam temat, ale wspomnę tylko, że jak już będziesz to drugi raz czytać, żeby sobie coś tam poprawić, coś dopisać, to zwróć uwagę na określenia w zdaniach typu "kobieta" i "mężczyzna", bo bardzo często dookreślasz tak podmioty w zdaniach, a w 90% przypadków zupełnie niepotrzebnie, bo z kontekstu poprzednich wypowiedzi często podmiot jest oczywisty. Tyle na ten temat :p

    Ten, no... Co do samej sytuacji z Indigo i wywaleniem z roboty - jak najbardziej tak, jak najbardziej słusznie, należy zwalniać niekompetentnych pracowników. Natomiast sama reakcja Indigo na zwolnienie - trochę nietypowa. Wie dobrze, że zrobiła źle, ale usprawiedliwia się tym, że ma po prostu ludzkie uczucia i potrafi współczuć innym. No dobra, ok, ale skoro doskonale wie, że tym samym naraziła na niebezpieczeństwo siebie (i mogła jeszcze kogoś innego przy okazji), to dlaczego ma teraz pretensje do głównej uzdrowicielki i wyzywa ją od pinnnd? I pyta retorycznie "za co ją wywalono", skoro doskonale wie za co i jako pracownik doskonale znała procedury i regulamin szpitala. Krótko mówiąc, albo potwierdza to - jak to Prometeusz rzekł - braki w jej inteligencji i Indigo jest faktycznie głupia, albo ten fragment jest po prostu źle napisany. Rzecz do przemyślenia.

    Dalej Prometeusz aka Damski Bokser... Po tym rozdziale... Myślę, że coś, nad czym mogłabyś popracować to dialogi. Niektóre kwestie tutaj brzmią jak typowa 'klasyka gatunku' i niestety nie w pozytywnym znaczeniu tego wyrażenia. Kłótnia między Indigo i Prometeuszem - napisana jest tak, że wygląda w odbiorze trochę sztucznie i jakby na siłę. On się wkurzył na maksa w ułamku sekundy, a ona odstawiła histerię i nagle dowiadujemy się, że Prometeusz jest jedynym facetem, na którym zależało Indigo - a Indigo nie zachowuje się w ten sposób, jakby jej zależało w ogóle. Nie mówię, że koncept jest zły, bo jest dobry, tylko napisane jest to w taki sposób, że, no kurde, ciężko się to czyta.

    Mam nadzieję, że nie masz mje za złe i że dzielnie przyjmujesz na klatę. NIe wiem co tu się stanęło z tym rozdziałę, ale więęęę, że możesz pisać lepiej. Co z panną Crane się dzieję? Ja tęskniwszy za jej monologiem wewnętrznym.

    Ściskam mocno!
    xxx

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że przyjmuję na klatę, xBC, no coś Ty!
      Cieszę się cholernie, że dałaś mi tak mocny sygnał co jest nie tak z tym rozdziałem - nie tak jest po prostu wszystko. Ach, jakże się wstydzę!
      Poprawię go, oczywiście, że poprawię! Postaram się zrobić wszystko, by był bardziej realistyczny.
      Przez chwilę chciałam usprawiedliwić Indigo i jej myśli o wylaniu tym, że z jednej strony w jakiś sposób dociera do niej to, że zrobiła źle, ale z drugiej strony nie może pogodzić się z tą myślą, więc w pewien sposób chciałam przedstawić dualizm jej myślenia. Ale pod dłuższym zastanowieniu się stwierdziłam, że nie, cholera, jednak nie da się tego usprawiedliwiać czymś takim.
      Anyway, Eillin wróci już niebawem, w następnym rozdziale. W warstwie tekstowej może być nieco obrzydliwy i niezbyt estetyczny, ale to zasługa sceny, którą planuję opisać. Noale, nie będę zdradzała szczegółów.

      Dziękuję xBC. :)
      xoxoxo

      Usuń
    2. Ja usprawiedliwienia zawsze bardzo chętnie rozpatruję. Dualizm myślowy bardzo chętnie bym poczytała. Problem jest w przekazie tego - jak będzie zbyt okrojony, to niewiadomo o co chodzi, jak zbyt rozwleczony, to z kolei ciężko też nadążyć za trybem myślowym. Piszemy, bo lubimy i punktujemy sobie jakieś błędy nawzajem, żeby lepiej pisać. Przez to, że czytam teraz dużo analiz postępowania bohaterów i wątków fabularnych, tudzież paralelności wydarzeń, zaczęłam zwracać uwagę na takie rzeczy. Bohater oczywiście może się zachowywać irracjonalnie i totalnie nielogicznie w pewnej sytuacji, może być wybuchowy i impulsywny (jak tutaj odpowiednio Prometeusz i Indigo, choć oboje w różny sposób), ale - płacz, nie płacz - trzeba trochę popracować nad opisywaniem tego. Hell, nawet nie wiesz jak mi ciężko było napisać taki niemiły jakby nie patrzeć komentarz, ale kurde... Znam Cię od jakiegoś czasu i wiem, jak potrafisz pisać. :)

      Nie mogę się doczekać na Eilin! Nie zdradzaj, lubimy niespodzianki <3
      xxx

      Usuń
    3. Cieszę się niezmiernie, że pokładasz we mnie tyle nadziei i w moim pisaniu. I cieszę się z tego zimnego prysznica, bo może wreszcie się ogarnę. :)) Rozdział zaczęłam, od podstaw, wszystko od początku.
      Rozdział był do dupy, nazwijmy rzeczy po imieniu. Być może dlatego, że straciłam w pewien sposób wiarę w tę historię, bo niespodziewanie zaczęła rozłazić mi się między palcami, a tego nie chciałam... Chciałam natomiast zakończyć całą historię, zrobić to samo co ty z Astrą... Tylko że i na zakończenie nie miałam pomysłu. Znaczy nie, pomysł mam, ale nie potrafiłam tego wszystkiego opisać.
      W każdym razie, ogarniam się i zabieram za poprawę tego, co spieprzyłam.
      Dziękuję xBC jeszcze raz. Twoje słowa są nieocenioną pomocą.

      xoxoxo

      Usuń
    4. Anta, widzę gruntowne zmiany nawet w szablonie. Klimat neuronu (czy cokolwiek to jest) w nagłówku wprowadza nutkę psychologicznej wręcz rozkminy. Do Munga w sam raz.

      Cieszę się, że mój komentarz zmotywował, a nie zadziałał w sposób odwrotny do zamierzonego. Naprawdę mnie to cieszy, że tak to odbierasz. <3

      :*

      Usuń
  4. A jak miałabym do tego podejść? Krytyka jak najbardziej jest w porządku, zwłaszcza jeśli autor osiąga efekt odwrotny do zamierzonego. :)

    A tak pomyślałam, że synapsy to najlepszy motyw bo blogaska pseudo psychologicznego (nie nie, jestem daleka od prowadzenia bloga psychologicznego, eksperymentuję po prostu). :)

    :*

    OdpowiedzUsuń
  5. - ..zostaje pani dyscyplinarnie zwolniona z pracy z dniem dzisiejszym. Jeszcze dziś dostanie pani tę decyzję na piśmie.

    - ..widząc jedynie kontury mebli przez łzy, które zgromadziły się w jej oczach.
    Pokój, który służył do opieki ...

    -... tyle wątpiła w to, że ruszył by dalej i sterroryzował... - a nie "ruszyłby"?

    Anta, powiem tak... TOLD YOU SO. Wiedziałam, że możesz lepiej, i nie myliłam się. Rozkmina Indigo po wyrzuceniu z pracy jest teraz naprawdę realistyczna i logiczna, więc teraz sama przyjemność czytać te rozterki. W końcu widać cały proces myślenia, co nią mogło powodować i jakieś tam gdybanie o możliwościach. Niby nic takiego, niby oczywiste, a robi całą robotę, bo postać automatycznie zyskuje na wiarygodności.

    Scena Prometeusz/Indigo.
    Świetne rozwiązanie napięcia: tu emocje, jakiś angst, jakaś sugestia głębszych uczuć... a potem "Masz, wysmarkaj się." Romatyczne jak gwóźdź w dupie, wielbię :3

    Jest wgląd we wnętrze zarówno i Indigo, i Promka. Naprawdę fajnie śledzić bieg toru ich myślenia i uczuć. Zwłaszcza ta realizacja Promka na koniec, że mimo wszystko coś czuje do Indigo, nie wie, co to jest, ale sytuacja zagrożenia jej życia uświadomiła mu coś, nawet jeśli nie chce się jeszcze do tego przyznać.

    Podsumowując, no, w końcu to ma ręce i nogi. Cieszę się, że zrobiłaś konkretną edycję rozdziału.

    Buźka,

    xxx

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz mogę już umrzeć w spokoju, będąc świadoma, że dałam radę. Dziękuję, xBC. Za... no, za wszystko. Gdyby nie Ty, dalej żyłabym w przekonaniu, że wszystko było ok. Stąd moje gorące dzięki za wylanie mi kubła zimnej wody na łeb! ;)
      Cieszę się, że widać to, co chciałam przekazać. Martwię się jednak, bo zbaczam z trasy, którą wyznaczyłam sobie na początku. No cóż... pomysł ewoluował, jak widać.

      Dziękuję Ci za to, że jesteś nawet gdzieś tam, przed monitorem w innym miejscu, choć nie aż tak daleko.

      P.S. jak powiem, że mam pomysł i założenia na następnego fika potterowskiego, to będzie przesada? xD

      xoxoxo

      Usuń
    2. Nie umieraj! Jeszcze tyle do napisania przed nami! :)
      Mam tylko nadzieję, że ten kubeł nie był za zimny. Jak ja zacznę pisać coś dziwnego, to liczę na Ciebie, kochana ;)
      Dobrze, że pomysł ewoluuje. Na tym chyba częściowo polega pisanie... Masz ogólne założenie co chcesz stworzyć, a gdzieś po drodze wpadasz na inny trop i chcesz nim podążyć, bo w jakiś sposób bardziej pasuje do całości od tego, co było na początku. Tylko krowa nie zmienia poglądów, czy jak to tam... :D Ewolucja pomysłu jest piękna.

      Internet connecting people. :3

      PS. Nie, czemu? Zupełnie normalny ciąg wydarzeń. Zdradź coś więcej :)

      xxx

      Usuń